sobota, 31 maja 2014

Meet my CRAZY FAMILY :D


ZAPRASZAM DO POZNANIA MOJEJ SZALONEJ RODZINKI :D 


Uśmiechnięci,humorzaści, pomysłowi, raczej nie lubimy się nudzić,zawsze trzymamy się razem, wszędzie nas pełno :D, lubimy się wygłupiać, głośni, ciekawi świata, możemy zaoferować Ci dobry humor i uśmiech za darmo :) Chesz nas poznać? Jest nas pięcioro, na nazwisko mamy ZŁOTEK :) a dzieci to nasz skarb.
W rodzinie odnajdujemy sens życia i siłę. Nic tak nie dodaje uroku,nie pozbawia nudy i odpoczynku jak nasze pociechy! U nas pojęcie milczenie, jest względne, słowa "płyną tomami", pytania się nie kończą, śmiech i hałas znikają dopiero po 21 a i to nie zawsze :)
Jak wspomniałam jesteśmy rodziną, tworzymy swoją historię,naszym reżyserem jest samo życie, więc witam Was w MY REAL CRAZY FAMILY LIFE :D

Poniżej są różne linki do fimów zmontowanych za pomocą świetnego programu MAGISTO (bardzo łatwy w obsłudze).
Filmiki są mojego autorstwa, jak łatwo się domyślić jesteśmy na nich MY :D Miłego oglądania.

http://www.magisto.com/video/a1hFaghRHD1gUExhCzE

http://www.magisto.com/album/video/MH54AlxPSFZ9PjgGDmEwCX14

http://www.magisto.com/album/video/OTg5Q1NPSFZ9PjgGDmEwCXh6

http://www.magisto.com/album/video/Ozd4BlxPSFZ9PjgGDmEwCXt_

http://www.magisto.com/album/video/JnZ4TVBPSFZ9PjgGDmEwCXh4













Plac zabaw :D

Uwielbiam ten moment kiedy choróbsko idzie z wolna, ale idzie w zapomnienie, a przed nami maluje się fajna pogoda :) wtedy wybieramy alternatywne wyjście, odpuszczamy piesze wycieczki, odpada niestety ukochana plaża, nie jedziemy nad jeziorko grillować, tylko idziemy NA PLAC ZABAW :D

Tam natłoczona, skulminowana energia moich dzieciaków znajduje swoje ujście. No i co najważniejsze, wracają do domu głodne jak wilki,wreszcie wsuwając bez grymasów cały obiad :D A taki widok kocham najbardziej gdy nawet wrzywa znikają a na ich buziach pojawia się oznaka "ale się najadłem/am" :P

Na deser zazwyczaj galaretka, czasem kisiel albo budyń :)
Jednk dziś była odmiana...Sezonowa odmiana :D
Porzeczki

Truskawki i czereśnie

Agrest

Porzeczki, czereśnie, truskawki i agrest. Taki witaminowy słodki mix :) Dodam,że czereśnie sama podjadałam :D
Małe uzupełnienie tego i owego po tym co wypłukała z dzieciaków choroba.

Dziś plac zabaw był dla nas wybawieniem :) A już niebawem zaczniemy dłuższe podróże jak chociażby ostatnia zatytułowana przez braci Złotków: Poszukiwacze skarbów :) Hehe do dziś z mężem zastanawiamy się gdzie chcieli tych skarbów szukać :D

 A na razie- póki co....




Pozdrawiamy wszystkich Was :D

piątek, 30 maja 2014

Lalki a lalki...Czyli Monster High czy poczciwe Barbie!??


Różowo, kolorowo,baśniowo. Księżniczki, syrenki,królewny,kuce i koniki...Wydaje mi się ,że każda z dziewczynek marzy o tym by kiedyś zostać taką księżniczką w kolorowej sukni, na przepięknym koniku. Marzą o tym, by mieć tak samo piękne włosy, stroje itd... Każda mała dziewczynka pragnie być wyjątkowa i tak też czuje się w świecie takich lalek jak wyżej... :)

Jak by nie patrzeć, z której by strony nie spróbować ugryźć ten temat, to wróżki, syrenki i księżniczki, zawsze- ba- od zawsze były i są pozytywnymi bajkowymi postaciami. Nie pamiętam ze swojego dzieciństwa, abym chciała się upodabniać do "Babyjagi", albo złej królowej, czy też jakiegoś złośliwego trola :P

Jednak, mówię to z bólem, czasy się zmieniły nawet w kwestii bajek... Dziś,co najzupełniej mnie przeraża producenci podsuwają dzieciom do zabawy umarlaków, tak- jakieś zombiaki jak z horroru dla dorosłych, pozszywane kukły o zielonognijącej barwie ciała , które są poubierane jak Vamp Girl. To one wyznaczają dziś trend wśród małych dziewczynek, wybaczcie ale muszę to powiedzieć!  Jest to tylko i wyłącznie moja opinia do której mam zupełne prawo, więc jeśli ktoś się nie zgadza, lub czuje się urażony moim zdaniem, to podkreślę raz jeszcze-m o j e -z d a n i e-d o -k t ó r e g o- m a m- p r a w o ;)
No to jedziemy:

Jakże debilne i złe wydaje mi się pozwalanie dzieciom na tego typu zabawki, mianowicie Monster High, nie chciałabym takiego chorego dziadostwa za FREE, a co mówiąc płacić za to aby dziecko mogło poprzebierać w przedziwnie i obleśnie wyglądające łaszki jakąś "gnijącą lalkę". Ludzie nasze dzieci to nie pracownicy domu pogrzebowego, żeby bawić się takimi....bleh...umarlakami.

Gdzie się podziały jakiekolwiek hamulce??To że producenci faszerują rynek takim dziadostwem to tylko i wyłącznie dzięki ludziom, którzy taki chłam kupują, z dumą powiększając swoim pociechom "cmentarną kolekcję".
Już nawet nie chce mi się wspominać o wydźwięku antyreligijnym, bo zaraz zjadą mnie wszyscy na forum, że chcę wciskać dzieciom aniołki do zabawy, ale jednego jestem pewna, jest to olbrzymia porażka, jak i społeczna poniekąd, tak i rodzicielska.Takie zabawki nie powinny znaleźć się w ogóle na pułkach w żadnych szanujących się sklepach, a już na pewno w żadnych szanujących się domach.
Może w Japonii czy Chinach takie coś się sprzedaje i podoba( nie uwłaczając ani Japończykom ani Chińczykom) to w MADE IN POLAND powinno nie przejść, a stało się odwrotnie. O ile bajki Scooby Doo, czy Kacper, wydają się niegroźne moim zdaniem o tyle zabawki "MH" raczej nie sprzyjają dobremu rozwojowi dziecka.Nie wnoszą one zupełnie nic dobrego, ani ciekawego do życia naszych dzieci.


Czasem może w biegu, w zamyśleniu czlowiek popełnia "zabawkowe faux pas",więc Rodzicu, sprawdź czym bawi się Twoje dziecko, nie wprowadzaj go po przez lalki truposzki w dziwny i chory świat, daj swojej córce poczuć się jak prawdziwą księżniczką w baśniowym świecie, pozwól Twojemu synowi stać się dzielnym rycerzem, albo dostojnym księciem :)  A nie niebieskim dziwolągiem z nieboszką u boku. 
Pozwólmy dzieciom marzyć, nauczmy ich wyobraźni,a nie dziwnych tanecznych ruchów od gnijących kukiełek...

Pozdrawiam Wszystkich :)

wtorek, 27 maja 2014

UWAGA!OSPA BOSTOŃSKA! JEST JUŻ W NASZYCH SZEREGACH :(

Choroba bostońska to infekcja wirusowa. Jak się łatwo domyślić, jej nazwa pochodzi od Bostonu - miasta, w którym rozpętała się jej epidemia i skąd przeniosła się w inne miejsca. W Polsce również odnotowuje się jej przypadki, zwłaszcza w okresie letnim i wczesnojesiennym.
Choroba bostońska określana jest również jako "zespół dłoni, stóp i ust" (HFMD - Hand, foot and mouth disease) I własnie tę nazwę ujętą w nawiasie dziś usłyszałam od naszego doktora rodzinnego. Dlaczego nazwę angielską, stąd chociażby,że naszym doktorem jest Irlandczyk, a my już od dawna mieszkamy za granicą...

Choroba ta nie jest groźniejsza niż większość chorób zakaźnych wieku dziecięcego. Najczęściej porównywana jest do ospy (czasem nawet z nią mylona). 


Najbardziej charakterystycznym objawem choroby bostońskiej jest wysypka. Surowicze pęcherze pojawiają się w trzech miejscach:
  1. w jamie ustnej (głównie na języku i łukach podniebiennych),
  2. na dłoniach (zwłaszcza na wewnętrznej stronie i na opuszkach palców),
  3. na podeszwach stóp.
Stąd też nazwa: zespół dłoni, stóp i ust. W wyjątkowych sytuacjach mogą pojawić się także pęcherzyki na tułowiu. Początkowo są małe, o średnicy ok. 3-7 mm, ale z czasem powiększają się i mogą powodować owrzodzenie. Dość łatwo ulegają również wtórnemu zakażeniu bakteryjnemu, stąd konieczne jest zachowanie właściwej higieny. Pęcherzyki najczęściej są bolesne i swędzą. Bardzo rzadko wysypka nie wywołuje dyskomfortu. Najbardziej bolesne są pęcherze zlokalizowane w jamie ustnej. Dodatkowo ból nasila się podczas jedzenia i picia, dlatego chore dzieci zwykle nie chcą jeść.

I niestety o ile z moim średnim synkiem to paskudztwo obeszło się dość łagodnie, o tyle z moją najmłodszą-córcią, obeszło się drastycznie! Ból w buzi, zero apetytu, temperatura, ciągłe "ała" i płacz, zero snu w nocy, krostki sięgają aż do samej pupki, po prostu tragedia patrzeć jak malutka żałośnie zawodzi "mama boli tu", a ja oprócz podania leku przeciwzapalnego i przeciwgorączkowego nie jestem w stanie w żaden inny sposób jej ulżyć. Nawt przytulanie sprawia jej ból, jak nam wszystkim w domu patrząc na jej zmagania...
Na infekcję nie ma bowiem leków, które skróciłyby jej przebieg, a jedynie podaje się dziecku leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe. MASAKRA!

Tak to wygląda na jednej z rączek u mojej śpiącej królewny. Jescze gorzej jest na stópkach i na pupie, nie wspominając o nieszczęsnym ulokowaniu w buzi :(  
Niestety, doktor wyjaśnił mi,że jest to wirus, który bardzo szybko się rozprzestrzenia i pewnie aby patrzeć jak dopadnie najstarszego syna, gdzie mam nadzieję,tak mam ją  nadal,że tak się nie stanie.

Najpierw złapał tego wirusa  mój syn w szkole, a teraz mała, wrrrrr....jak ja tego nie znoszę, szkoły i przedszkola, wylęgarnia wirusów i bakterii. ;) Aczkolwiek pożyteczne placówki :) 
Tak więc przed nami jeszcze kilka dni zmagań z zarazą bostońską.

Do tej pory wydawało mi się,że odpowiednio i dostatecznie dbam o odporność dzieci, jednak wirus to wirus, a jak się okazuje atakuje dzieci, głownie z obniżoną odpornością, więc za raz jak tylko pozbędziemy się tego paskudztwa, biorę swoją dwójcę weteranów pod duuużą lupę! 
Miłego dnia Wszystkim.

piątek, 23 maja 2014

Już za 8 dni...DZIEŃ DZIECKA :)

Międzynarodowy Dzień Dziecka ma swoje początki w Światowej Konferencji na Rzecz Dobra Dzieci, która odbyła się w Genewie (Szwajcaria) w 1925 r.
Inicjatorem tego święta była organizacja The International Union for Protection of Childhood, która za cel obrała sobie zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom z całego świata. Obecnie Dzień Dziecka obchodzony jest w ponad 100 państwach świata.

Ciekawostka:
Oprócz Dnia Dziecka obchodzonego 1 czerwca każdego roku jest także Powszechny Dzień Dzieci ustanowiony świętem przez Organizację Narodów Zjednoczonych.
Wspomniany Dzień Dziecka obchodzony jest 20 listopada każdego roku w rocznicę ustanowienia Deklaracji Praw Dziecka czyt. Declaration of the Rights of the Child.

Dla rodziców to okazja na spędzenie dodatkowego czasu ze swoimi dziećmi, składania im życzeń z okazji ich dnia oraz obdarowywania swoich pociech prezentami.


U mnie jest podobnie, ale -całość ma inny wydźwięk. Oczywiście jest to dzień przeznaczony dla dzieci, głównie moich i dzieci bliskim mi osób, bo w końcu jestem też ciocią :)

Jednak dogłębnie staramy się z mężem spędzić ten dzień jak najmilej, jak najzabawniej i jak najbardziej rodzinnie!
Nie zdarza się tego dnia,że jestem bardzo zajęta porządkowaniem, czy gotowaniem, nie ma wymówki ,że tata jest zmęczony po pracy...Wszyscy czynnie bierzemy udział w radości naszych dzieci :) 
Starsze pociechy dobrze wiedzą, że dzień, ich dzień zbliża się wielkimi krokami, napięcie i emocje z dnia na dzień wzrastają  i tak o to dzień dziecka zaczyna się u nas już na długo przed.... ;D
Już wtedy snują we dwóch plany co tego dnia będą chcieli wyczyniać, no i rzecz jasna co takiego chcieli by dostać...

To dodatkowy dzień i dodatkowa możliwość dla rodziców aby przypomnieć maluchom jak bardzo były, są i będą już zawsze przez nas kochane, taki bonus czasowy dla rodzin, aby porzucić choć na jeden dzień „obowiązki” lub własne rutynowe zajęcia i dać sobie wszystkim wytchnienie, poświęcić się sobie bardziej niż co dzień.

Niestety, teraz zaczynam patrzeć z lekkim przerażeniem co wyrabia się z umysłami naszych „małych chłonnych gąbeczek”, jak one rozumują pojęcie „Dzień Dziecka” i wszystko to przez rodziców. Obserwuję od dłuższego czasu zjawisko zwane „co rok więcej”. Tak, polega to na tym, że pewna grupa rodziców zatraciła gdzieś znaczenie owego dnia i z mylnym wyobrażeniem celebruje go na swój sposób...

Opowiem Wam króciutką historyjkę, z życia mojego syna...

-Mamo wczoraj pani w klasie zapytała co robiliśmy z rodzicami w Dzień Dziecka...

Ja: To fajnie pewnie wysłuchałeś sporo ciekawych opowieści, gdzie byli twoi koledzy i koleżanki i co robili ze swoimi rodzicami.

-W sumie to nie wiele mama powiedzieli, prawie wszyscy robili to samo.

Ja: ??Jak to samo, może w większości to samo, przytulali się, poszli na place zabaw ale każdy jest inny i inaczej spędził ten dzień,prawda?

-Nie, no mama mówię ci! Pani pytała nas po kolei i każdy mówił, że wczoraj rodzice zabrali go do sklepu,kupili zabawkę, a potem wrócili i bawili się prezentami.

Ja: A co ty synku opowiedziałeś?

-No wszystko powiedziałem, że byliśmy na spacerze, potem poszliśmy na lody,że tata się z nami wygłupiał i bawiliśmy się w Lego Star Wars, a potem kupiliśmy bańki mydlane i puszczaliśmy na dworze. I jeszcze, że po południu wróciliśmy to był już obiad i ciasto po obiedzie i,że bawiłaś się z nami w ciepło- zimno i znaleźliśmy prezenty w pralce :D, a na koniec razem się nimi bawiliśmy .A później to powiedziałem,że leżeliśmy i czytałaś nam książkę przed spaniem i że fajnie było. Ale zrobiło mi się głupio jak skończyłem opowiadać, bo każdy się na mnie dziwnie patrzył, tylko pani mi powiedziała,że to musiał być fajny dzień.


THE END


Mam nadzieję,że to się kiedyś zmieni. Tak samo jak prześciganie się z prezentami.Bo nie wiem skąd tak mylne założenia się biorą,że jeśli w zeszłym roku kupiliśmy klocki,to w tym roku przynajmniej hulajnoga. A jak był rowerek to teraz mamy kłopot bo trzeba znaleźć coś równie dobrego i drogiego niestet :/
Może i bardzo ogólnikow piszę dziś mój post ale to dlatego,że można by się o tym temacie rozpisywać baaardzo długo.
Co mogę powiedzieć więcej, jak po samej rozmowie z synem, opadły mi ręce i przytkało mnie na dobre.

Nie jestem ideałem,wielu z nas niejest drodzy rodzice, wiem że, nie każdy jest w stanie wygospodarować dla pociech całego lub większą połowę dnia, jednak należy zawsze pamiętać, że najlepszym prezentem dla każdego dziecka jest przede wszystkim miłość, troska i zainteresowanie ze strony jego rodziców. 



niedziela, 18 maja 2014

Mama-też człowiek.

Mama też człowiek i to z krwi i kości. Matka, przede wszystkim KOBIETA. Chyba zgodzicie się ze mną, że kobiety to wyjątkowe i fascynujące istoty. Każda z nas ma niepowtarzalny charakter oraz swoją własną historię, która ukształtowała jej zewnętrzne jak i wewnętrzne piękno.
Bez kobiecego wdzięku, seksapilu, łagodności i czułości świat był by niczym pustynia...zupełnie jałowy :)

Niegdyś kobiety były uważane jedynie za słabe, nie miały one żadnych praw, w domach od małego uczono je, że ich jedyną „funkcją” , jest wyjść za mąż i urodzić dzieci.
Uczono, iż Bóg skierował je do oddania i posłuszeństwa ich mężom, oraz do zgadzania się z nimi (milczenia) w każdym temacie, dokładnie tak jak u nich w domu. Dopiero w XIX wieku kobiety zaczęły walczyć o swoje prawa...

Dzięki Bogu my nie żyjemy w czasach XVI wieku, nie dźwigamy na swoich barkach tysięcy ograniczeń i zakazów, nie rządzi nami wola rodziców, nie podlegamy władzy męża, w związki wchodzimy z miłości nie nakazów, a przede wszystkim nie jesteśmy traktowane jak „żywe inkubatory”.

Dziś każdy ubiera się zgodnie z własnym gustem, dba o swój komfort i wygodę. Mamy wolną wolę i nie musimy się ograniczać w wielu dziedzinach.
Jednak coś tu nie gra...

Dotychczas swobodne w ubiorze,zachowaniu- całkiem naturalne, często roześmiane, czasem dziecięco naiwne, kochające życie- a po narodzinach dziecka...

Tak i tu jest pies pogrzebany, tu właśnie zaczynamy być traktowane jak w XVI w. Nagle nie można nam już założyć krótszej spódnicy, sukienki, bluzka z nadrukiem „love” lub wizerunkiem jakiegoś słodkiego kotka sięga rangi zbrodni przeciw normom ustalonym dla rodzicielek, szpilki przechodzą do gabloty, niczym eksponat z dzikiej podróży po Amazonii i budzą jedynie skrajne uczucia.

Rozrywka, to słowo staje się tabu, milczymy zgodnie jak na dobre matki i żony (również córki, synowe i wnuczki) przystało, jak gdyby mogli nas ściąć na gilotynie za samą myśl o rozrywce.
Wstydzimy się roześmiać w towarzystwie gdy jakaś błahostka nas właśnie śmieszy do granic, ograniczamy soje wypowiedzi, uważamy na słowa jak gdybyśmy miały palnąć „coś bardzo nie tak”, co mogło by zostać negatywnie odebrane w świecie: „jesteś teraz mamą! Nie wypada”.
Makijaż, ojej, może lepiej dziecku kupić s e t n ą parę śpioszków niż tusz do rzęs czy cienie do oczu?

Dla jednych może to błahy problem, ale wiele z nas przechodzi swego rodzaju społeczne pranie mózgu.
  • Wyzbądź się kobiecości bo zostałaś mamą.
  • Świeć przykładem nie rozpromienioną buzią
  • Ubierz najlepiej garsonkę bo obcisłych ciuchów nie wypada
  • Skup się na dziecku nie na sobie, ono jest najważniejsze

Ech...brakuje słów. Otóż ja widzę to zupełnie inaczej kochane mamy :D

Jestem w stu procentach przekonana, że dziecku nie robi to różnicy, czy idziesz w garsonce czy w szortach, czy masz szpilki czy czółenka,albo adidasy! Makijaż? na Twojej twarzy doda ci jedynie pewności siebie i dostarczy dawkę lepszego nastroju, za czym i dziecię będzie zadowolone.

Koleżanki idą na imprezę i chcą abyś wybrała się z nimi? Może mąż chętnie zabrał by Cię do kina, do Waszej ulubionej knajpki, lub na romantyczny spacer wieczorną porą.
Masz zwyczajnie dosyć, jesteś zmęczona ciągłą rolą mamy, marzy Ci się przerwa, relaks, chwila sam na sam z mężczyzną Twojego życia?
Więc pamiętaj, nie ma w tym nic niestosownego, wychodząc gdziekolwiek z domu nie robisz nic złego, przecież nie porzucasz dziecka, nie odbierasz mu rodziców na zawsze. Poniekąd to obopólna korzyść, bo wypoczęta i odprężona mama, to zadowolone i spokojne dziecko.Więc-
musisz przełknąć z odwagą krytykę, zmierzyć się z wieloma niemiłymi opiniami, jednak to nic w przeciwieństwie do nagrody jaką jest Twoje zadowolenie i komfort psychiczny.
Sprawa ubioru? Proszę, tego chyba nie trzeba tłumaczyć... jeśli Ty nie krytykujesz i nie komentujesz fioletowej fryzury starszej pani sąsiadki ;) lub plotkarskich spotkań mamy czy teściowej z ich przyjaciółkami, to jesteś o krok aby zdać sobie sprawę, że oprócz tego że jesteś mamą, to nadal jesteś SOBĄ, tą SAMĄ SOBĄ co i przedtem :)

Życzę wszystkim mamom udanego niedzielnego wyjścia :D


sobota, 17 maja 2014

Dziecko płacze-mama zła...

Ach! Więc tak to się widzi...
Płaczące dziecko na ulicy, zakłopotanie, próby uspokojenia, zabawianie: patrz to ja mama "twój własny osobisty clown"."Patrz o tam, samolocik, kupię ci tylko nie płacz..."
Wiele razy spotkałam się z takimi reakcjami biednych mam, tak biednych, a dlaczego?
Zgromione wzrokiem przez przechodniów, przerażone grupą komentujących starszych pań :"zobacz jakie biedne dziecko płacze, a ona go nawet nie umie uspokoić". Zakłopotane sytuacją, gdy w okół panująca cisza zostaje przerwana nagłym , przeraźliwym piskiem i krzykiem które są wspomagane przez krokodyle łzy. Niby normalna sprawa, dziecko przecież często płacze, dziecko często krzyczy, w pewnym wieku buntuje się mamie i potrafi nieźle zagrać swą buntowniczą rólkę, ale każda matka, zaczyna przeżywać horror gdy to zaczyna dotyczyć właśnie niej samej i jej pociechy, pytanie nasuwa się samo: DLACZEGO????!!

Każda z nas chce być kochana przez swojego malca. Jednak w większości nikt nie chciałby uchodzić za złą mamę wśród "tłumu". Każda mama uważa chyba łzy dziecka jako swój błąd, swoistą porażkę na jakiejś płaszczyźnie, ale czy to aby zdrowo obwiniać się za pewne, moim zdaniem nieuniknione zachowania dzieci?? STANOWCZO NIE!

Osobiście wiele razy słyszałam komentarze lub pytania tego typu: "o jej nie chce mamusia wziąć na rączki", albo "a czemu tak płaczesz, biedactwo małe", za każdym razem gotowało się coś we mnie, ale dopiero po czasie doszłam do tego, że absolutnie nie można wdawać się w dyskusje, lub tłumaczyć co się stało, bo to BEZ SENSU. Już zostałaś- właśnie w tym momencie- namierzona i skreślona z listy "dobra mama".
Twoje tłumaczenie jedynie utwierdzi otoczenie o Twojej winie, no w końcu winni się tłumaczą.

Słyszałaś może kiedyś taką  uwagę:

  1. ojej nie zimno mu/jej 
  2. takie dzis słońce nie powinno mieć czapeczki
  3. trzeba wziąć na ręce jak tak płacze
  4. nie za wcześnie na takie chrupki 

Każda z nas w takich sytuacjach czuje się co najmniej dziwnie...a nie powinnyśmy czuć w taich chwilach skrępowania, przede wszystkim dlatego, bo to nasza sprawa, nasze dziecko, nasze metody wychowawcze,nasze życie, a jednak jest odwrotnie.
Na takie komentarze i uwagi są narażone nie tylko młode matki, ale wszystkie świeżo upieczone rodzicielki :)
I nie zdarza się to jedynie ze strony obcych ludzi, krytykują nas niekiedy nasze bliskie osoby jak mamy, chodź one robią to raczej z troski, dochodzą teściowe, no bo one przecież już dzieci miały i wiedzą co i jak ;), są też ciocie dobre rady, acz niechciane, oraz koleżanki, które pojęcia nie mają o byciu mamą lub te które pociechy miały przed nami. Lista jak widać jest długa.

To teraz trzeba sobie zadać pytanie, gdzie te wszytskie osoby były od momentu gdy to Wy mamy,karmiłyście piersią, wstawałyście po nocach, zmieniałyście pampersy, kąpałyście Wasze dzieci, poświęcałyście im czas, dawałyście z siebie wszystko...dzie były, aby teraz wydawać jakiekolwiek opinie na Wasz temat, lub osądzać Was, że jesteście kiepskimi matkami, bo właśnie maluch płacze.

Dziwne trochę to nasze społeczeństwo,nikt  nie widzi patologii do okoła, nikt nawet nie zwraca uwagi na dzieci naprawdę pokrzywdzone przez rodziców, ale zauważą brak czapeczki u dziecka, bo akurat ją przed chwilą samo zdjęło z główki, skomentują kukurydzianego flipsa, że niezdrowy albo za wcześnie dziecku włączony w menu, będą pytać czy nie zmarźnie, mimo że dziecko będzie ubrane w sam raz. Albo sarkastycznie każą Ci dziecko brać na ręce gdy płacze, a może ono właśnie płacze bo nie dostało zabawki, może dlatego, że jest śpiące i marudne a  z rąk się wyrywa....
Łatwo wydawać opinie i sądy,jednak  nikt nie chce postawić się w Twojej sytuacji, ach i uwierz nie zechce...
To,że dziecko płacze nie znaczy,że jesteś w jakikolwiek sposób  złą matką.
Warto to sobie wdrążyć w krwioobieg i trzymać się tego, bo jeszcze nie raz w życiu może się nam taka sytuacja przydarzyć.
Trochę mi to zajęło, aby wyrobić w sobie nawyk ignorowania, "niezwracania uwagi" na osoby trzecie, nie mające pojęcia o mnie czy moich pociechach, jednak dziś to ja spoglądam oburzonym i gromiącym wzrokiem na ludzi, którzy usiłują się wtrącać...

Witam Was w real crazy family life

Witam na moim blogu. Sam zamysł na jego temat  pojawił się szybko, jednak narodził się dopiero dziś.
Chcę Wam drodzy pokazać jak wygląda moje życie rodzinne, które nie opiera się jedynie na kolorowych jego stronach i samych zachwytach. 
Jest ono spontaniczne i w gorącej wodzie kąpane jak i ja sama. Większość moich decyzji, działań jest zgodna z moim temperamentem, zawsze idę raczej pod prąd,nie potrafię zgadzać się z różnymi stereotypami. 
Popełniam błędy jak każdy z nas, jednak umiem się do nich przyznać. Na ogół moje życie jest pełne emocji i wrażeń, jednak panuje w nim pewnego rodzaju harmonia o ile tak mogę to nazwać, ponieważ troje dzieci w domu nijak kojarzy się ze spokojem czy harmonią :D

Jedno wiem, moja dusza jest po niekąd duszą artysty i nie chodzi mi o to, że lubię pisać wiersze...To coś większego...Udało mi się stworzyć prawdziwą sztukę-dałam początek życiu... Trzem  nowym życiom. 

Tak więc wbrew jednemu z największych stereotypów dotyczących młodych mam, tak! Jestem jedną z nich, bardzo dumną zresztą, że nią jestem. Wiem, że spotkam się z wieloma różnymi opiniami na swój temat, mimo to jestem gotowa, aby pokazać sceptykom, pesymistom, a także młodym matkom, którzy powątpiewają...że żadno życie nie jest do końca "normalne", a już na pewno nie życie rodzinne :)
czasem z przymrużeniem oka, nie kiedy całkiem serio pokażę Wam jak to wygląda u mnie. 


REAL CRAZY LIFE :DMoja rodzina